To jest wino z rodzaju orzeźwiająco-kojących, czyli takich, które najlepiej sprawdzą się w ramach odskoczni od rzeczywistości, po ciężkim dniu :)
W kieliszku mamy w zasadzie dokładnie to, co obiecuje producent na kontretykiecie, czyli: aromaty pieczonych jabłek (i innych owoców sadu), subtelne nuty przypraw korzennych i ziołowego naparu (szałwia, lipa). W ustach bąble na poziomie frizzante, którym towarzyszy wibrujący owoc z akcentem ziół, a całość studzi „kamienny” chłód. Czynnik kojący objawia się w krągłości tekstury i niezbyt wygórowanej kwasowości.
Orange on Leaves powstał na bazie grünera veltlinera i traminera macerowanych 4 miesiące z dodatkiem suchych liści winorośli. Wino przywiozłam sobie minionego lata prosto od producenta, z samiuśkich Boleradic.