Mimo chęci uczestnictwa we wszystkich trzech warsztatach byłam w stanie dojechać do Winkolekcji dopiero na godzinę 12:00, kiedy odbyły się warsztaty numer dwa – „Menetou-Salon: Królestwo Sauvignon Blanc”. Uczestnikom spotkania z prowadzącym Nicholasem Bergasse z winnicy Château Viranel z Langwedocji szczerze zazdroszczę.
Na początek liznęłam więc nieco wiedzy na temat nieznanej mi, jak dotąd, apelacji, Menetou-Salon, znajdującej się na północnym wschodzie Doliny Loary. Warsztaty pt. „Menetou-Salon: Królestwo Sauvignon Blanc” z lingwistyczną pomocą pana Sławomira Chrzczonowicza poprowadził Paul-Henry Pellé z winiarni Domaine Henry Pellé. Firma ma też swoją winnicę w Sancerre. Na pierwszy ogień poszły więc dwa białe wina z każdej apelacji i ja osobiście zakochałam się w agrestowo-ananasowo-mineralnym sauvignon blanc z Menetou-Salon z 2012 roku. Cecha charakterystyczna: niesamowita świeżość i rześkość dzięki braku beczki, fermentacji mlekowej i wreszcie dzięki 7-8 miesiącom przebywania wina sur lie (nad osadem z drożdży). Dostaliśmy też bogatsze i krąglejsze beczkowane sauvignon blanc z Sancerre z tego samego rocznika, jednak będę obstawać przy Menetou-Salon. Z kolei inaczej było z pinot noir – ten zrobiony w Sancerre (też rocznik 2012) bardziej mi się spodobał. Był bardziej elegancki i mniej pestkowy, niż jego kuzyn z Menetou-Salon. Jednak, generalnie rzecz ujmując, nie dorosłam jeszcze do tego, żeby być miłośniczką tego szczepu. O ile jest jakakolwiek szansa na to, że kiedykolwiek się nią stanę.



Warsztaty numer dwa pt. „Pingus, Gaja, Lageder, Musar, Cabannieux, Mesa – wybitni producenci, wielkie wina” zaczęły się o 13:00 i poprowadził je już sam pan Sławek. Na pierwszy ogień poszło Vermentino di Sardignena DOC 2012 – połączenie rześkości mokrej kredy i aromatów egzotycznych owoców, z których na języku wyraźnie przeważało mango, nie pozbawione kwasowego kręgosłupa. Potem – totalna zmiana stylu. Dostaliśmy Château de Chantegrive Graves 2010, mieszankę pół na pół sauvignon blanc i semillon. O jego aromatach panowie mówili „wiciokrzew”, „akacja” i „owoc głogu”, a moim jedynym, nieodpartym skojarzeniem była kocia kuweta. W smaku wino całkiem potężne, pokrzywowe, z goryczką na długim finiszu, ale też łagodzącym towarzystwem brzoskwini. Moje kubki smakowe odpoczęły przy pełnym i wyrazistym, a jednocześnie orzeźwiającym Löwengang Chardonnay 2010 Alois Lageder z Alto Adige (południowy Tyrol). Świetna równowaga między pochodzącymi z beczki nutami kokosa, prażonych migdałów i wanilii a świeżością tropikalnych owoców i odpowiednią kwasowością. Dalej już było czerwono. Tempranillo Psi 2010 Dominio de Pingus z Ribera del Duero poczęstowało nas subtelnymi aromatami czerwonej porzeczki i gorzkiej czekolady, a na języku – młodymi, „zielonymi” taninami zrównoważonymi eleganckim owocem i znów gorzką czekoladą. Przedostatni Dagromis Barolo DOCG 2008 z winnicy Gaja popieścił aromatami porzeczek, jagód i pieprzu oraz solidną strukturą, soczystym owocem, a jednocześnie krągłością i niezbyt agresywnymi taninami. Na koniec robiące na wszystkich duże wrażenie libańskie Château Musar Red 2005, mieszanka cabernet sauvignon, cinsault i carignan. Mój umysł ledwo ogarnął to wino – w nos uderzyły zwierzęce aromaty, a do tego miód, egzotyczne przyprawy, cedr, lukrecja, wanilia, czekolada i zapewne cała masa innych rzeczy. W ustach znów bogactwo ziół i przypraw oraz wyraźny smak pieczonej śliwki, a to wszystko zrównoważone wyraźnymi, ale nieco wygładzonymi taninami i dobrą kwasowością. Podsumowując warsztaty numer dwa jednym zdaniem, Winkolekcja zafundowała mi niezapomnianą wycieczkę edukacyjną, za którą bardzo dziękuję.

Potem przerwa na niespodziewanie obfity obiad w chińskim barze nieopodal, którego nazwy nie pomnę. O 17:00 zaczęła się otwarta część imprezy. Zleciał się pełen przekrój winopijców – od koneserów i ludzi z branży do nieobytych z winem młodych amatorów winnych doznań, szukających czegoś przystępnego, najlepiej słodkiego lub pół. Zawiedzionych brakiem tego typu win. Szkoda, bo wyjątkowych win do dyspozycji/degustacji była moc – od francuskich, przez włoskie i austriackie po hiszpańskie i wreszcie wina z Nowego Świata reprezentowane przez etykiety z Chile, RPA i Izraela. Było też stoisko z delikatnymi hiszpańskimi oliwami z oliwek producenta Valle de Ricote, których można było skosztować ze świeżą bagietką. Organizator nie zostawił nas jednak o samej bułce – z boku stał szwedzki stół z prostymi, ale wyśmienitymi mięsno – bagietkowymi zagrychami, sponsorowanymi m. in. przez firmę Indykpol.

Żeby moja relacja nie zrobiła się przydługa, wymienię tylko te wina które zwróciły moją szczególną uwagę. I tak, niezrównanym zwycięzcą z Francji był Paul-Henry Pellé i jego białe wina. Mocne alkohole sobie darowałam i przeskoczyłam na stoisko Domu Szampana – stamtąd wzięłabym wszystko po kolei, gdyby tylko było mnie stać. W tym miejscu wrócę do pięknego, klasycznego szampana Bollinger Special Cuveé ze stoiska francuskiego, który zresztą szybko się skończył – ciekawe, jaką rolę odegrał tu prestiż producenta, a jaką faktyczne umiłowanie dla charakterystycznych, drożdżowych nut.
Na stoisku włoskim rozpłynęłam się przy Folle Primitivo di Manduria 2010 – ciężkim i tanicznym, ale zrównoważonym słodyczą suszonych owoców. Z niższej półki urzekło mnie młodsze, aromatyczne Campo Marino Primitivo di Manduria 2012 DOC i równie pachnące, ale bardziej taniczne Lucarelli Negroamaro Puglia IGT – to ostatnie zabrałam do domu.


Z win austriackich zgarnęłabym PEPP Zweigelt Rosé – radosne, świeże i owocowe, ale z porządnym chluśnięciem mineralnej bryzy. Zgarnęłabym, gdyby tylko było w ofercie – na to musimy jeszcze poczekać. Z kolei moim zdecydowanym faworytem z Hiszpanii okazał się Acústic Montsant DO, owocowy, ale elegancki i aksamitnie taniczny kupaż szczepów garnatxa (garnacha) i samsó (cariñena). Spodobało mi też trochę tańsze i bardziej owocowe, ale nadal eleganckie Baigorri Maceración Carbónica DOCa. (Gdzie się podziały moje zdjęcia???)
I wreszcie stoisko nowoświatowe, z którego najciekawszy okazał się świetny Trisquel Sauvignon Blanc 2012 z apelacji Leyda w Chile o łodygowo-cytrusowo-paprykowych aromatach oraz rześkim, ale skoncentrowanym smaku. Natomiast ze sobą zabrałam bogate i owocowe, ale przygaszone elegancką wanilią Aresti Chardonnay Reserve Limited Release 2013 z Casablanki.


Z kolei spośród win z RPA najbardziej przypadł mi do gustu Delheim Chenin Blanc Stellenbosch 2012. Tak, jak lubię – orzeźwiająca bryza, egzotyczne owoce i cytrusy. Wspomnę jeszcze o mocno owocowym w nosie i na języku, ale dość potężnym Delheim Pinotage Stellenbosch 2009.


Jeśli chodzi o ofertę z Izraela, to zwróciłam uwagę na Carmel Ridge Red 2006 z Samarii. Mieszanka carignan, petite sirah, shiraz i cabernet sauvignon dała nam łagodne i eleganckie aromaty owoców, wanilii i dymu. W smaku podobna, ale żywsza owocowość.

O 20:00 już miałam się zbierać, ale okazało się, że mój kierowca trochę zamarudził i miałam czas wrócić do win. W zasadzie nie było już do czego wracać, bo stoiska powoli się zwijały, odświeżyłam więc kubki smakowe tym, co zostało, a szczęśliwie zostało owocowe i rześkie Prosecco Belstar Spumante DOC.

Na koniec serdeczne dzięki dla organizatorów za zaproszenie i gratuluję udanej kolekcji win. Czekam na kolejną wiosnę.