Albo półwytrawna – zależy, której etykiecie wierzyć, ponieważ ta właściwa, amerykańska, mówi o winie półsłodkim, natomiast ta naklejona przez polskiego dystrybutora anonsuje wino półwytrawne. Zakładam, że to producent ma rację, a więc trzymajmy się półsłodkości.
Wreszcie różowe półsłodkie! Bardzo je lubię od czasu do czasu. Ale dlaczego pomyłka w tytule tego wpisu? Otóż, przyznaję bijąc się w pierś – zawierzyłam sprzedawczyni w sklepie PSS Społem, prosząc o sprawdzoną markę. Byłam święcie przekonana, że kupuję wytrawnego zinfandela i, nie przyjrzawszy się tylnej etykiecie, zgarnęłam to wino za 24,99, nie przeczuwając tyciej porażki. Kiedy się zorientowałam, nie zdecydowałam się postawić go na stół znajomym. A być może powinnam to zrobić, bo porażka była naprawdę tycia.

To jasnołososiowe rosé pachniało świeżo i delikatnie bananami, truskawkami i melonem. Były obawy co do ulepkowatej słodyczy, ale i tutaj miła niespodzianka. Zupełnie nie landrynkowatym truskawkom i morelom towarzyszyła odpowiednia kwasowość i bardzo subtelny alkohol, dzięki czemu Sutter Home w takim wydaniu piło się lekko i przyjemnie. Niska zawartość alkoholu, bo tylko 9,5%, nie przytłaczała. Ja akurat popijałam tym lekko schłodzonym winem naleśniki z mozarellą i suszonymi pomidorami i było bardzo smacznie, ale tak delikatny trunek warto według mnie postawić solo na luźnym przyjacielskim spotkaniu przy filmie. Proste, słoneczne, smaczne. Panie będą zachwycone.
Oczy: jasnołososiowe
Nos: banany, truskawki, melon, świeży, delikatny zapach
Usta: truskawki, morele, melon, odpowiednia kwasowość
Ogólna ocena: 4/5